Reklama

Świadectwa

Srebrny medal, złote serce

Maria Andrejczyk zdobyła srebrny medal w rzucie oszczepem podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Po ich zakończeniu przekazała medal na aukcję charytatywną, by ratować życie małego chłopca. Pokazała światu, że jest coś ważniejszego niż sportowe sukcesy. I tak czyni od lat.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Krzysztof Tadej: Już Boże Narodzenie...

Maria Andrejczyk: Najpiękniejszy, najwspanialszy okres w ciągu całego roku. Od paru lat wspólnie z narzeczonym spędzamy Wigilię w moim rodzinnym domu na Suwalszczyźnie. Następnego dnia, o godz. 5 rano, wstajemy i ruszamy przez całą Polskę na Śląsk, do jego rodziny. Tam jesteśmy pierwszego i drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia.

Przygotowuje Pani różne wigilijne potrawy?

Nie, do domu przyjeżdżam „na gotowe”, bo zazwyczaj kończę zgrupowanie 23 grudnia. Ale to nie oznacza, że nie mam żadnych obowiązków.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jakie to obowiązki?

Przede wszystkim jestem odpowiedzialna za choinkę, dekoracje, przystrojenie domu.

Wigilia jest u nas bardzo rodzinna. Są rodzice, moi czterej bracia... Wieczorem z narzeczonym idziemy na Pasterkę. W zależności od roku jesteśmy albo w kościele w Gibach, albo w miejscu, gdzie byłam ochrzczona, czyli w kościele w Berżnikach.

Pani ojcem chrzestnym jest... ksiądz.

Mamy dwóch księży w rodzinie. Jednym z nich jest ks. Krzysztof Dylnicki – proboszcz parafii Najświętszej Maryi Panny w miejscowości Olszewo-Borki. To mój ojciec chrzestny.

Bycie chrześcijaninem to m.in. kierowanie się zasadą: „Miłuj bliźniego swego...”. Po zdobyciu srebrnego medalu w Tokio ogłosiła Pani, że wystawi go na aukcję charytatywną. Wszystko po to, żeby zebrać pieniądze na operację, która uratuje życie małego chłopca. Czy to była spontaniczna decyzja? Czy już przed igrzyskami planowała Pani, że tak właśnie zrobi, jeśli zdobędzie medal?

Absolutnie niczego nie planowałam. Na imprezach mniejszej rangi, gdy wiemy, z kim będziemy rywalizować i znamy swoją formę, można coś takiego zakładać, jednak nie przed igrzyskami olimpijskimi. Tam wszyscy chcą zdobyć medal i przygotowują się do tego przez wiele lat. Gdy rzuciłam przed igrzyskami ponad 70 m (71,4 m, co nadal jest trzecim wynikiem w historii rzutu oszczepem kobiet na świecie – przyp. red.), to kibice już wieszali medal na mojej szyi. Nikt z nich nie wiedział, że pojechałam do Tokio z kontuzją i ogromnym bólem w barku. Nie miałam pojęcia, jak to się skończy. Chciałam po prostu walczyć i zaprezentować się jak najlepiej. W Tokio wszystko ułożyło się wspaniale. I właśnie podczas dekoracji, gdy otrzymałam medal, poczułam, że nie mogę go zostawić dla siebie. Po co ma u mnie leżeć na szafce i zbierać kurz? Pomyślałam, że mogę zrobić coś dobrego i kogoś uratować.

Reklama

Medal wylicytowała za 200 tys. zł sieć sklepów Żabka. Firma ta postanowiła, że... nie odbierze od Pani medalu. Wiele osób również deklarowało swoją pomoc. Ta cała sytuacja pokazała, że świat nie jest taki zły i dużo jest w nim dobra.

Od zawsze byłam o tym przekonana. Wiem, że jeśli chodzi o ratowanie czyjegoś życia, to my, Polacy, potrafimy się zjednoczyć i jesteśmy niezawodni. To jest coś niesamowitego, pięknego, wspaniałego. Od początku akcja ratowania Miłoszka przebiegała fantastycznie.

Jak teraz czuje się chłopiec?

Miłoszek jest po operacji i czuje się dobrze. Wrócił do swojego domu i jest cały i zdrowy. Niestety, jeśli chodzi o operację w Stanach Zjednoczonych, to spotkała nas przykra sytuacja. Kiedy dowiedziano się, że w Polsce trwa akcja zbierania pieniędzy i media tak dużo o tym piszą, zaczęto domagać się o wiele większych kwot. Moim zdaniem, wzrost kosztów był zupełnie irracjonalny. Na szczęście znalazła się inna placówka medyczna, prywatna klinika z Barcelony, która zaoferowała, że przeprowadzi taką samą operację za dużo mniejsze pieniądze. I to zrobili!

To nie pierwszy Pani taki szlachetny gest. Wcześniej na licytację przekazała Pani złoty medal Pucharu Europy ze Splitu.

Taka była moja wewnętrzna potrzeba. Po prostu chcę pomagać tym, którzy są chorzy i cierpią. Oczywiście, medale są dla mnie bardzo wartościowe, wiążą się z nimi piękne chwile, ale i ogromny wysiłek, który był potrzebny do ich zdobycia. Nie jestem jednak aż taką materialistką, żeby zatrzymywać je dla siebie, gdy wiem, że dzięki nim mogę zrobić coś dobrego. Przekazuję na akcje charytatywne również pamiątki i gadżety z różnych zawodów. Nie jestem w stanie wszystkim pomóc i nie mogę odpowiedzieć na każdą prośbę, ale to, co mogę zrobić – robię.

Reklama

A jak Pani się czuje? Po igrzyskach olimpijskich w jednym z wywiadów powiedziała Pani: „Marzę o chociaż jednym dniu bez bólu”.

Nadal jestem zmęczona. Po igrzyskach pojechałam na urlop, jednak ogrom emocji i wysiłek fizyczny spowodowały, że nadal jestem wyczerpana. Nie znalazłam jeszcze spokoju i harmonii, ale tak to właśnie jest, gdy ktoś profesjonalnie zajmuje się sportem.

Czy minęły już Pani problemy z barkiem?

Niestety, nadal odczuwam ból. Niedawno miałam wstrzyknięte komórki macierzyste, które zaczynają współpracować z mięśniami. Liczę, że wszystko dobrze się ułoży.

W tym roku – zarówno przed igrzyskami, jak i po nich – ból był tak silny, że w nocy nie mogłam spać. Bywało i tak, że nie pomagały mi nawet leki przeciwbólowe. To był i jest bardzo ciężki okres. Moim największym marzeniem jest sezon bez kontuzji. Sezon, w którym mogłabym startować w zawodach, nie obawiając się o zdrowie. Wydaje się, że teraz jestem na dobrej drodze, żeby te dolegliwości minęły.

Kilka lat temu wykryto u Pani nowotwór. Czy to była jedna z najtrudniejszych sytuacji w Pani życiu?

Znacznie trudniejsza była informacja, że mój bark zostanie zoperowany. Miałam wówczas 20 lat i była to moja pierwsza operacja. W sporcie zawodowym bark jest moim asem w rękawie, więc informacja od lekarzy, że będzie to bardzo poważna operacja, była dla mnie druzgocąca. Gdy dowiedziałam się natomiast, że w moich zatokach pojawiły się komórki nowotworowe, miałam silne przekonanie, że nic złego się nie stanie. Nieraz wewnętrznie czujemy, że coś zakończy się dobrze, a coś źle. Miałam przeczucie, że skoro zajmują się moją chorobą świetni specjaliści, to nic złego się nie stanie. I właśnie tak było.

Reklama

Mimo trudności i cierpienia nie zrezygnowała Pani z zawodowego sportu. Co jest najważniejsze w osiąganiu tak znaczących sukcesów?

Nigdy nie myślałam, żeby to wszystko rzucić. Oczywiście, pojawiły się chwile zwątpienia. Szczególnie w okresie, gdy kontuzja wykluczyła mnie na parę lat z rywalizacji na najwyższym poziomie. Co jest najważniejsze? Trzeba mieć marzenia. Warto się wsłuchać w siebie i realizować to, co uważamy za najważniejsze, najbardziej istotne i najbardziej wartościowe. Bardzo ważne są również rodzina i grupa ludzi, którzy nas wspierają w każdej życiowej sytuacji. I jeszcze jedno: wiara w Boga. Zawierzyłam Bogu wszystko, całe moje życie.

Często modli się Pani przed zawodami?

Zawsze znajduję chwilę na modlitwę. Nieraz modlę się przed wyjściem z hotelowego pokoju, przed wyjazdem na zawody. Innym razem już na stadionie, przed rozgrzewką. To daje mi siłę. Miałam w życiu bardzo wiele ciężkich chwil, ale wiara zawsze mi pomagała w takich sytuacjach. Dzięki modlitwie mogłam stanąć na nogi, wziąć się w garść i walczyć o swoje marzenia. Wiem, że nie każde z nich będzie spełnione. Mogę mieć swój plan na życie, a Pan Bóg może mieć inny. Najlepiej jest wszystko zaakceptować i podchodzić do życia pozytywnie. Każdego dnia wstawać z optymizmem i radością. Gdy jest ciężko, nieraz mówię: „Okej, nie wszystko jest tak, jak bym chciała, ale to przyjmuję, Boże. Jeśli tak ma być, to niech będzie, jednak mam nadzieję, że masz dla mnie jeszcze coś pięknego i wspaniałego”.

2021-12-20 20:02

Ocena: +13 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Gromy na Piotra rzucane

Niedziela Ogólnopolska 35/2014, str. 31

[ TEMATY ]

wiara

Luz-Adriana-Villa-A./Foter CC-BY

Podstawowe znaczenie hebrajskiego terminu „szatan” to tyle co „przeciwnik”. Nie musi on oznaczać złego ducha. Dawid nazywa „szatanami” synów Serui, którzy pragnęli śmierci jego wrogów. Szatanem może być sam anioł Boga, który przeszkadza w niezgodnym z wolą Jahwe działaniu człowieka. Tak było w przypadku Balaama, który udał się do Balaka, króla Moabu, by przekląć najeźdźców izraelskich. By mu w tym przeszkodzić, anioł Pana stanął mu na drodze jako szatan. Niektórzy tłumacze Biblii oddają rzeczownik „szatan” jako „przeszkoda”. Ideę przeszkadzania dobrze ukazuje żydowska technika interpretacyjna, zwana gematrią, według której każdej literze alfabetu hebrajskiego przyporządkowano pewną cyfrę lub liczbę. Okazuje się, że szatanowi przyporządkowana jest liczba 364. Rabini wyjaśniają, że przez 364 dni w roku przeszkadza on w dotarciu modlitw Izraelitów do niebios. Tylko raz w roku, w Dzień Pojednania, ich modlitwy swobodnie docierają przed Boży tron. Według rabinów, moc szatana zostanie złamana dopiero wtedy, gdy wszystkie grzechy synów Izraela zostaną odpokutowane. Na tak zarysowanym tle nieco łagodniej możemy spojrzeć na Piotra, któremu oberwało się od Jezusa: „ZEJDŹ MI Z OCZU, SZATANIE! JESTEŚ MI ZAWADĄ, BO NIE MYŚLISZ O TYM, CO BOŻE, ALE O TYM, CO LUDZKIE” (por. Mt 16, 23). Jezus nazwał pierwszego papieża nie tyle złym duchem, ile raczej przeciwnikiem. Choć zazwyczaj jest odwrotnie. Papież szuka woli Boga. Dlatego nasi przodkowie ukuli przysłowie: „Gdzie papież przejdzie, tam diabeł nie wejdzie”.

CZYTAJ DALEJ

Pojechała pożegnać się z Matką Bożą... wróciła uzdrowiona

[ TEMATY ]

Matka Boża

świadectwo

Magdalena Pijewska/Niedziela

Sierpień 1951 roku na Podlasiu był szczególnie upalny. Kobieta pracująca w polu co i raz prostowała grzbiet i ocierała pot z czoła. A tu jeszcze tyle do zrobienia! Jak tu ze wszystkim zdążyć? W domu troje małych dzieci, czekają na matkę, na obiad! Nagle chwyciła ją niemożliwa słabość, przed oczami zrobiło się ciemno. Upadła zemdlona. Obudziła się w szpitalu w Białymstoku. Lekarz miał posępną minę. „Gruźlica. Płuca jak sito. Kobieto! Dlaczegoś się wcześniej nie leczyła?! Tu już nie ma ratunku!” Młoda matka pogodzona z diagnozą poprosiła męża i swoją mamę, aby zawieźli ją na Jasną Górę. Jeśli taka wola Boża, trzeba się pożegnać z Jasnogórską Panią.

To była środa, 15 sierpnia 1951 roku. Wielka uroczystość – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Tam, dziękując za wszystkie łaski, żegnając się z Matką Bożą i własnym życiem, kobieta, nie prosząc o nic, otrzymała uzdrowienie. Do domu wróciła jak nowo narodzona. Gdy zgłosiła się do kliniki, lekarze oniemieli. „Kto cię leczył, gdzie ty byłaś?” „Na Jasnej Górze, u Matki Bożej”. Lekarze do karty leczenia wpisali: „Pacjentka ozdrowiała w niewytłumaczalny sposób”.

CZYTAJ DALEJ

Za nami doroczna pielgrzymka Przyjaciół Paradyża

2024-05-05 19:17

[ TEMATY ]

Przyjaciele Paradyża

Wyższe Seminarium Duchowne w Paradyżu

Karolina Krasowska

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Modlą się o nowe powołania i za powołanych, a także wspierają kleryków przygotowujących się do kapłaństwa. Dziś przybyli do Wyższego Seminarium Diecezjalnego na doroczną pielgrzymkę.

5 maja odbyła się diecezjalna pielgrzymka „Przyjaciół Paradyża" do Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni Powołań Kapłańskich w Paradyżu. Spotkanie rozpoczęło się od Godzinek o Niepokalanym Poczęciu NMP i konferencji rektora diecezjalnego seminarium ks. Mariusza Jagielskiego. Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. – Gromadzimy się przed obliczem Matki Bożej Paradyskiej jako rodzina Przyjaciół Paradyża w klimacie spokoju, wyciszenia, refleksji i modlitwy, ale przede wszystkim w klimacie ofiarowanej miłości, o której tak dużo usłyszeliśmy dzisiaj w słowie Bożym – mówił na początku homilii pasterz diecezji. – Dziękuję wam za pełną ofiary obecność i za to całoroczne towarzyszenie naszym alumnom, kapłanom i tym wszystkim wołającym o rozeznanie drogi życiowej, dla tych, którzy w tym roku podejmą tę decyzję. Nasza modlitwa podczas Eucharystii jest źródłem i znakiem pewności, że jesteśmy we właściwym miejscu, bowiem Pan Jezus jest z nami i gwarantuje owocność tego spotkania swoim słowem, mówiąc „bo, gdzie są zebrani dwaj lub trzej w Imię Moje, tam Jestem pośród nich”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję