Przykłady wprowadzania elektromobilności w państwach azjatyckich pokazuje, że samochody elektryczne mogą być lepsze i tańsze w eksploatacji od spalinowych, ale niestety nie w Europie. Tu ceny wszystkich nowych samochodów idą w górę z powodu inflacji oraz coraz dziwniejszych regulacji UE. Zdaniem autorów raportu Warsaw Enterprise Institute Pod prąd #2 nagłe zwiększenie ilości samochodów elektrycznych wzrost cen może przyspieszyć, co spowoduje także wzrost cen ubezpieczeń OC. "Wyższe koszty napraw i zapewnienia aut zastępczych powodują również, że koszty likwidacji szkód są znacznie wyższe. Według raportu brakuje wyspecjalizowanych zakładów, które świadczyłyby odpowiednie usługi, co wpływa na wysokie wynagrodzenia mechaników. Kolejnym elementem są wyższe ceny części zamiennych, wynikające z wyższych kosztów surowców" - tłumaczą autorzy raportu.
Reklama
W tej sytuacji naprawa komunikacyjnych uszkodzeń może być nieopłacalna. Według autorów raportu dobitnym przykładem tego zjawiska jest patologiczna sytuacja w Norwegii, gdzie wiele samochodów elektrycznych jest złomowanych, mimo że zapewne mogłyby zostać naprawione. Autorzy raportu Warsaw Enterprise Institute nie wskazali jednak, że problem Norwegii spotęgowany jest złymi regulacjami. Nowe auta elektryczne zwolnione są z bardzo wysokich podatków i cła, ale już części do nich nie są objęte takimi ulgami. Dlatego ubezpieczyciele wolą złomować auta niż je naprawiać. Wiele elektrycznych aut, które w Norwegii trafiają z nakazem demontażu, można by naprawić korzystając wyłącznie z zalegających w punkcie demontażu części odzyskanych z innych pojazdów. Nikt nie zaprząta sobie jednak tym głowy, bo autoryzowane serwisy, nie mogą korzystać z części używanych. Jeśli ubezpieczalnia zadecydowała o złomowaniu, dla auta nie ma już alternatywy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Inny przytoczony w raporcie przykład dotyczył rynku amerykańskiego, gdzie koszt naprawy tylnego zderzaka w elektrycznym Audi e-tron został wyceniony na 31 tys. dolarów, z czego koszt pracy mechaników sięgnął prawie 18 tys. dolarów. Cena nowego samochodu wynosi 65 tys. dolarów, a więc również niewiele więcej niż dwukrotność naprawy. W tym przypadku również winę pownosi serwis i producenci aut, którzy próbują zarobić znacznie więcej niż to wynika ze szkody, bo przecież koszt wytworzenia zderzaka i jego naprawy w aucie spalinowym i elektrycznym może być identyczny. Są modele aut elektrycznych i spalinowych z takimi samymi zderzakami.
„Wskazane czynniki mogą istotnie wpłynąć na sytuację na rynku ubezpieczeń OC, które jest obowiązkowe dla wszystkich posiadaczy samochodów” – napisali autorzy raportu. W ostatnich latach ceny polis malały pomimo inflacji, co zapewne wynikało z konkurencji między ubezpieczycielami. Gdy będzie się zwiększać ilość elektryków na polskich drogach, to ubezpieczyciele podobnie jak serwisy samochodowe mogą wykorzystać zmianę motoryzacją do nieproporcjonalnego podniesienia stawek.
Uproszczone oszacowanie kształtowania się wysokości składek ubezpieczenia OC, uwzględniające inflację oraz wzrost liczby samochodów elektrycznych, wskazuje na sukcesywny wzrost cen o kilka-kilkanaście procent rok do roku. Autorzy raportu wskazują, że dane KNF zakładają, że średnia wysokości składki OC, która w ubiegłym roku wynosiła 505 złotych, w roku 2031 może sięgnąć 1051 złotych.
Jeżeli Bruksela nie zejdzie z obranej drogi przymusowej elektromobilności, to nowych spalinowych samochodów w Polsce nie będzie. I nic tu nie pomogą polskie protesty w obronie starego niemieckiego diesla. Nasze krajowe regulacje tego nie zmienią choćby z tego powodu, że niemieckie, francuskie, włoskie, japońskie i koreańskie koncerny przestaną je na europejski rynek produkować. Dlatego też regulacje prawne w Polsce muszą być dobrze i precyzyjnie zestrojone, bo producenci, serwisanci i ubezpieczyciele będą mieli dużą pokusę, by na elektromobilności dodatkowo zarobić.